wtorek, 30 kwietnia 2013

Nasza babcia

Chcialam Wam przedstawic dzisiaj Jaj Som Cim, ktora jest nasza babcia od wielu, wielu lat. Ma ona niepelnosprawnego syna Anana, ktory wita nas usmiechem, gdy przychodzimy do ich domu. Relacja z owa babcia jest naprawde wyjatkowa, dlatego, ze nie jestemy dla niej tylko Farang (czyli kims do kogo trzeba miec duzy dystans), ale jak sama powiedziala - kazdy z naszego domu jest dla niej jak dziecko. Pomagamy jej myc owego syna, ostatnio bylismy razem w szpitalu, co dla Anana bylo nie lada wycieczka. Nie moze on siedziec, wiec do taksowki przewiezlismy go na specyficznym wozku. Niestety okazalo sie, ze w tym dniu w szpitalu nie bylo dentysty (bo ten byl potrzebny), wiec wyslali nas do innego, w ktorym tez denstysty nie bylo. Cala eskapada skonczyla sie wiec pobraniem krwi, a ostatecznie wizyta z dentysta miala miejsce innego dnia i tym razem rodzina zaangazowala sie w zorganizowanie tej wyprawy. Przyklasnelismy wiec w dlonie, ze sprawa powiodla sie pomyslnie. 


Sawadii kha

Sawadiii kha!!!!

    Witam serdecznie tajskim dzien dobry. Niesmialo zaczynam poslugiwac sie tajskim. Wczoraj mialam pierwsza calkowicie samodzielna rozmowe z taksowkarzem w tym zabawnym, a zarazem bardzo logicznym jezyku. Bardzo lubie chodzic do naszej szkoly, poniewaz nauczycielki maja tak ogromne poczucie humoru, ze zazwyczaj nie wiem kiedy mijaja dwie godziny. Niesamowicie jednak trudno mi zrozumiec nasze bezzebne babcie, nawet jesli uzywaja slow, ktore juz znam. W dodatku bardzo duzo osob z naszego sasiedztwa nie wymawia r, tylko l, wiec wyrazy w ich ustach brzmia jeszcze inaczej niz sie uczylam. Chcialam przedstawic Wam kilka zabawnych sformulowan. Przykladowo puutlen (zartowac) sklada sie w wyrazu mowic puut i grac, bawic sie len. Puutlen znaczy wiec tyle co bawic sie slowami. Badz inny wyraz namkeng; nam (woda) i keng (silny) tlumaczy sie jako lod (silna woda). Niektore wyrazy wiec sa bardzo madre i sprytne w swej konstrukcji. Gorzej kiedy wypowiada sie slowa ze zla tonacja, co oczywiscie sie zdarza, co konczy sie salwa smiechu ze strony Tajow, a ja przezornie (bo nie wiem co naprawde powiedzialam) mowie koothot kha, khothot kha, dichan rien passathai (przepraszam, przepraszam, ucze sie tajskiego). W naszym sasiedztwie ludzie nie znaja angielskiego, natomiast generalnie Tajowie chca rozmawiac z nami po angielsku, kiedy my probujemy po tajsku :) file://localhost/Volumes/NO%20NAME/DCIM/Camera/Photos%20Jean-Matthieu/_DSF0492.jpg

Ponizej - tak teraz wygladam - oczami dziecka: 

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Czas jak zagadka - pulapka

Uswiadomilam sobie, ze jestem tutaj juz miesiac. Trudno mi to ujac w ramy czasowe - juz czy dopiero - nie wiem. Czuje sie jednak jak po 6 miesiacach. Bardzo czesto zastanawiam sie o czym mam pisac na blogu - o kulturze? O ludziach? O swych przemysleniach? O jedzeniu? :) O wspolnocie?  Prawda jest taka, ze nie mam za wiele czasu, by napisac takiego posta i, ze to tylko maly urywek, wycinek rzeczywistoci, w ktorej zyje. Pomyslalam, ze moze od kolejnego posta zaczne Wam w bardzo krotki sposob prezentowac naszych przyjaciol. Mysle rowniez nad kolejnym listem do Was i ciagle nosze Was w pamieci. Poza tym przez ow miesiac nieustannie towarzyszy mi mysl, ktora kiedys przeczytalam i cytuje ponizej. Czas stutaj niejako zmusza mnie do skupienia na dniu obecnym. Myslec o przyszlosci, o wszystkich kolejnych czekajacych dniach, to za wiele. Ciagle wracam wiec do chwili obecnej i zdaje sobie sprawe, jak czesto marnowalam czas myslac o tym, co bedzie, nie wypelniajac kazdej mijajacej chwili tetniacym zyciem.


Co jest najśmie­szniej­sze w ludziach:

Zaw­sze myślą na od­wrót: spie­szy im się do do­rosłości, a po­tem wzdychają za ut­ra­conym dzieciństwem. Tracą zdro­wie by zdo­być pieniądze, po­tem tracą pieniądze by odzys­kać zdro­wie. Z troską myślą o przyszłości, za­pomi­nając o chwi­li obec­nej i w ten sposób nie przeżywają ani te­raźniej­szości ani przyszłości. Żyją jak­by nig­dy nie mieli um­rzeć, a umierają, jak­by nig­dy nie żyli. /Paulo Coelho/

Songkran

Witam serdecznie w Nowym Roku:) Hehhe, otoz wedlug buddyjeskiego kalendarza, wlasnie rozpoczal sie nowy rok, ktory tutaj swietowany jest z duza pompa (doslownie z pompa). Przez trzy dni nieustannie trwa cos na ksztalt naszego smingusa dyngusa. Niemniej jednak ze stokrotna czestotliwoscia. Ludzie tancza na ulicach, oblewaja sie woda z wiaderek, ogromnych wodnych pistoletow itp. Takze i my uczestniczylismy w tym szalenstwie w naszej dzielnicy z naszymi znajomymi i nieznajomymi. Nie jestem w stanie zliczyc ile litrow wody sie na mnie wylalo. Ostatecznie wyladowalam rowniez w malej beczce z woda. W tym wypadku cieszylam sie, ze tutaj jest cieplo, bo ubranie szybko wysychalo. Nim jednak zdazylo wyschnac, kolejna porcja wody juz je zmoczyla ponownie. Byla to takze okazja do tego, aby odwiedzic wszystkie nasze jaaj (babcie), aby poblogoslawic je poprzez obmywanie rak i wypowiedzenie dobrych zyczen. To wazna oznaka szacunku dla nich. Wedrowalismy wiec od domu do domu z nasza specjalna miseczka na blogoslawienstwo.


wtorek, 2 kwietnia 2013

Narodziny w Swieta

Czas mija. Nie wiem czy szybko, nie wiem czy wolno. Czuje jakbym byla tutaj dwa miesiace, ale kiedy popatrze wstecz wydaje mi sie, ze wszystko dzieje sie bardzo szybko, to znow w poszczegolnych momentach jakby trwalo w nieskonczonosc. To ogromnie wazne tutaj pamietac male, dobre, drobne chwile i celebrowac je do dna, ciagle niemogac sie nasycic. To istotne - pamietac je. Dzis chcialam napisac nieco o swietach Wielkanocnych, ktore dla mnie byly czasem patrzenia na cala roznorodnosc naszego swiata i Kosciola. Na Mszy widzialam rozne nacje - Japonczykow, Tajlandczykow, Afrykanczykow, Pakistanczykow, Francuzow, Amerykanow, Anglikow i naprawde nie wiem jeszcze kogo. W niedziele wielkanocna mielismy szczegolne zaproszenie od zaprzyjaznionej francuskiej rodziny, ktora takze goscila uchodzcow, ktorych sytuacja w Tajlandii jest trudna, i ktorzy czesto, nie maja naprawde nikogo. Bede o tym pisac wiecej w kolejnym liscie. Teraz napisze tylko tyle, ze wielu z nich boi sie wychodzic na ulice, aby nie trafic do wiezienia (bo nie maja waznej wizy), nie mniej jednak teoretycznie moga byc w Tajlandii, ale w praktyce nie czuja sie bezpiecznie. Urzedowe procesy trwaja bardzo dlugo. Odczulam, ze ich glod spotkania z innymi ludzmi, ktorzy traktuja ich normalnie - jak przyjaciol - jest ogromny. Poza tym w Wielka Sobote w koncu urodzilo sie oczekiwane dziecko Naa - dziewczynka o imieniu Ana.  Teraz garsc informacji dotyczaca tajskiej kultury .... Przy tej okazji dowiedzialam sie, ze tutaj, przychodzac do nowo narodzonego dziecka, nalezy powiedziec, ze jest ono brzydkie. To zapewnia mu szczescie - dobry los na przyszlosc. Szczescie tutaj to wartosc nadrzedna. Zyczyc komus powodzenia, to naprawde zyczyc mu wszystkiego najlepszego, to zyczenie, ktore ma moc i jego wypowiedzenie ma znaczenie. Poza tym dowiedzialam sie, ze w tajskim szpitalu, kobieta rodzi dziecko sama. Nawet jesli mialaby meza, czy kogokolwiek z rodziny, nikt nie moze z nia byc w tym momencie. Ze wzgledu na ochrone przed wirusami. To, co dla mnie jest tu zaskoczeniem, to ludzie chodzacy w maseczkach chroniacych przed bakteriami. U nas widywalam takie tylko u lekarzy, ale tutaj jest to dosc popularne, zwlaszcza osoby pracujace w autobusie (w kazdym autobusie jest ktos kto zbiera pieniadze za bilet), ale czasami takze spotykani przechodni.
 
 
 Wspolne mycie naczyn w Niedziele Wielkanocna
 
 
 Ana