254 Silom Road 06.05.2013
10500 Bangkok
Thailand
iwonkamichnik@gmail.com
www.tajskamisja.blogspot.com
10500 Bangkok
Thailand
iwonkamichnik@gmail.com
www.tajskamisja.blogspot.com
Teraz
“Co jest najśmieszniejsze w ludziach:
Zawsze myślą na odwrót: spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym
dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać
zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób
nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć,
a umierają, jakby nigdy nie żyli ‘’
/Paulo Coelho/
Witam serdecznie po raz drugi. To już prawie dwa miesiące mego pobytu tutaj, nadal nie wiem czy to dużo czy mało…. Teraz jednak czuję się jak po 10 miesiącach w Tajlandii i zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno prowadziłam wcześniej inne życie :) Czy może mi się śniło ? :) Życie tutaj jest dla mnie tak intensywne i tak realne w każdej przestrzeni, że wiem na pewno, że to nie sen. Nie ma nic, co było przedtem, ani nic, co potem. Chwila teraz jest tak realna, że nie można zrobić nic innego, jak tylko ją przeżyć. Czasem to ubóstwo, bo od tej chwili uwolnić się nie można, czasem błogosławieństwo. Od dawien dawna towarzyszy mi myśl, że wszystko, co robimy jest zarazem pierwsze i ostatnie, bo nawet jeśli coś powtarzamy, to już nie w tych samych okolicznościach. Niemniej jednak, to prawda, że tutaj zdecydowanie mocniej odczuwam rzeczywistość, która dzieje się TERAZ.
Toteż właśnie teraz kotłują się tysiące myśli w mej głowie, o czym napisać, który fragment tej rzeczywistości, jakich słów użyć, by jak najbliżej być tego, co jest. W dalszym ciągu jestem na samym początku misji, choć oczywiście pamiętam już w wielu przypadkach drogę do domu, sama czasem wyruszam do szkoły, robię zakupy, znam podstawy języka tajskiego, zaczynam naprawdę lubić tajskie jedzenie, choć nadal nie mogę jeść ostrych rzeczy, więc Tajowie tylko uśmiechają się pod nosem, kiedy mówimy maj pet looj (coś w stylu – całkowicie nieostre, proszę) :), a także, z rzeczy bardziej zabawnych, nie uciekam już przed karaluchami… gdy jeden z nich jest w bezpiecznej odległości, mogę spokojnie myć zęby :). Także relacje z niektórymi ludźmi nabierają nowego charakteru, ale nadal to jest tylko początek. A droga długa jest …. :)
W naszej wspólnocie zmiany. Natalia, wolontariuszka z Ameryki, wróciła do domu po 18 miesiącach swej misji. Jej czas pożegnań to dla mnie czas jedności kulturowej . To było niezwykłe wydarzenie, gościć w tym samym czasie w naszym domu ludzi wszelkich ras – przyjaciół z Afryki (Kongo, Rwanda), z Pakistanu, z Francji, z Tajlandii itp., itd. Po Mszy pożegnalnej mieliśmy wspólny posiłek. Było tak ciasno, że trudno było się przecisnąć, by dostać się do kuchni :) Spotkanie tych często przeciwstawnych sobie kultur uświadamia mi, że jedni dla drugich są uzupełnieniem. Otwartość ludzi z Afryki w zestawieniu ze skrytością Tajów to widok godny zainteresowania… W każdej z tych kultur możemy odnaleźć także cząstkę nas samych. Uświadamia mi to, że każdy naród pokazuje pewną prawdę o ludzkim bycie, czy o pojmowaniu rzeczywistości. Nie ma kultury lepszej czy gorszej, a cały świat może być naszym domem.
Pożegnanie Natalii |
Cecile i Pan |
Marie Celeste i Not |
Jaaj podczas blogoslawienstwa podczas Songkranu |
Skoro powyżej mówiłam o kulturze, to teraz nieco więcej o niej w tajskim wydaniu. Chciałam Wam też nieco napisać o kulturze tajskiej w takiej formie w jakiej ją dotychczas poznałam. Najbardziej zaskakujące dla mnie są tajskie pożegnania i celebrowanie uroczystości jak np. urodziny. Trwa to zaskakująco szybko. Dla mnie wygląda to jak gdyby
Cecile i Pan Marie Celeste i Not nic się jeszcze nie zaczęło, tymczasem w rzeczywistości juz się skończyło. Być może wynika to z pewnej skrytości, w której nie manifestuje się uczuć. Niemniej jednak Songkran czyli świętowanie Nowego Roku trwa przez trzy dni. Miasto jest wtedy opustoszale, prawie wszystko zamknięte, nie ma korków na ulicy, ludzie wyruszają w podroż, by spotkać się ze swymi rodzinami, od popołudnia natomiast zaczyna się szaleństwo zabawy z wodą. Pisałam o tym na blogu, wiec nie będę się powtarzać, chciałam tylko dodać, że dla wielu Tajów jest to rzeczywista możliwość spotkania się z rodzinami. W przeszłości bardzo mocno był tutaj rozwinięty nurt dbałości o rodziców, obecnie rożnie z tym bywa. Jest to także czas, kiedy świątynie są zapełnione ludźmi oraz jedzeniem, które ofiarują oni jako swego rodzaju zbieranie zasług dla swego obecnego bądź przyszłego życia, bądź dla zmarłych. Poza tym, właściwie przed każdym domem stoi maleńki domek, jako mieszkanie dla duchów, przy którym codziennie zostawione jest jakieś jedzenie.
Wspominałam w poprzednim liście, że mamy kilka tak zwanych apostolatów. Zdaje sobie sprawę, że nie mogę przedstawić od razu wszystkich miejsc, osób i historii, toteż będę czynić to stopniowo w każdym kolejnym liście. Zacznę nie od dzieci, jak wspomniałam ostatnio, ale od uchodźców, bo to oni właśnie stali się przyczyną założenia Domu Serca Bangkoku, co zresztą nie było łatwym zadaniem. Najwięcej uchodźców mieszkających tutaj, których znamy, pochodzi z Pakistanu, ale są także z Afryki. Mogę jednak opowiedzieć Wam o nich bardzo ogólnie. Nigdy wcześniej nie wiedziałam, że sytuacja chrześcijan w Pakistanie jest tak trudna. Często są oni prześladowani za swą wiarę. Jeden z naszych przyjaciół pokazał nam ranę na ciele po cięciu nożem. Uchodźcy pochodzący z Afryki, są tutaj z innych powodów, aniżeli prześladowania religijne. Kraje, z których pochodzą są w większości chrześcijańskie. W Tajlandii maja oni status uchodźców. Nie mogą jednak pracować, jak inni obywatele. Dodatkowo, niektórzy nie mają przedłużonej wizy, więc obawiają się, że mogą trafić do więzienia dla imigrantów. To skomplikowane procedury, których jeszcze do końca nie rozumiem. Wszyscy oni ubiegają się o możliwość wyjazdu do innego kraju, gdzie będą mogli pracować i prowadzić zwyczajne życie. Niemniej jednak, taki proces trwa bardzo długo, bo musza udowodnić, że sytuacja w ich kraju jest niebezpieczna i że najlepszym rozwiązaniem jest wyjazd do innego kraju. Czasami może to trwać latami i nikt, i nic nie może tego przyśpieszyć, procedura jest procedurą.
Rzadko kiedy spotykałam się z takim głodem przyjaźni, jaki oni w sobie maja. To dla mnie fenomen, że ktoś chce tak bardzo opowiedzieć komuś swą historię, mieć kogoś, kogo może zaprosić, kogoś, z kim może dzielić swe życie. Kiedy byłam w Polsce, to było takie oczywiste, że mam przyjaciół i że interesuje ich me życie, tutaj nie jest to już takie klarowne. Dlatego chciałam w pierwszej kolejności, szczególnie ich polecić Waszej pamięci, oraz byście wspierali ich ducha modlitwą. Pakistańska rodzina także poprosiła nas o studium biblijne, toteż niedługo rozpoczniemy takie.
Jet Sip Prai
Przedstawię Wam też jedną osobę z naszego apostolatu z sąsiedztwa – Jaj Som Cit, o której nieco wspomniałam na blogu. Figuruje ona niemal codziennie w naszym planie dnia. Odwiedzamy ją, rozmawiamy i kąpiemy jej sparaliżowanego syna, bo dla niej samej byłoby to bardzo trudne zadanie. My natomiast, jako dwie młode dziewczyny, mamy siłę, by przenieść go do łazienki.
Kończę mój list, do zobaczenia w następnym :) Noszę Was w mej pamięci i sercu, tęsknie za Wami. Jeśli macie jakieś pytania, proszę zadawajcie.
Iwona
Co rozumiesz przez studium biblijne?
OdpowiedzUsuńHej, hmm, prosta rzecz, czytamy razem Biblie i omawiamy, dzielimy sie doswiadczeniem, ale wciaz myslimy nad tym, jak moze to wygladac.
OdpowiedzUsuń