Iwona Michnik 09-03-2014
254 Silom Road
10500 Bangkok
iwonkamichnik@gmail.com
254 Silom Road
10500 Bangkok
“Każda chwila i każde wydarzenie w życiu każdego człowieka na ziemi zasiewają coś w jego duszy. Gdyż tak jak wiatr niesie z sobą tysiące niewidzialnych i widzialnych nasion, podobnie strumień czasu niesie ze sobą zalążki duchowej żywotności, które osiadają niepostrzeżenie w umysłach i woli ludzi. Większość z tych niezliczonych nasion ginie na zawsze, ponieważ ludzie nie są przygotowani na ich przyjęcie, ziarna te mogą bowiem zakiełkować jedynie w dobrej glebie wolności i pragnienia”
/T. Merton/
Witam serdecznie
Przesyłam każdej i każdemu z Was ciepłe pozdrowienia, zastanawiając się jak
się macie... Jak Ty się masz, który to czytasz? My obecnie jesteśmy w sześcio-osobowym
składzie, gdyż gościmy naszą siostrę wizytatorkę, która przyjechała do nas na
trzy tygodnie. Poza tym uświadamiam sobie, że wraz z tym listem nazywam rzecz
po imieniu – jestem tutaj już rok. I z jednej strony jest to niewiele, a z
drugiej to całe wieki. Wraz z siostrą wyjeżdżamy na rekolekcje, dokładnie w
rocznice mego przyjazdu, co pewno będzie dobrą okazją do zanurzenia się w to,
co wynurzyło się z głębin podczas tego czasu. Jeden rok, dwanaście miesięcy,
trzysta sześćdziesiąt pięć dni … Codziennie tysiące niewidzialnych i
widzialnych zdarzeń. I ciągle pytam o otwarte oczy i serce, by mogły one rzeczywiście
zakiełkować w głębi duszy … Powyższa myśl, jak i ostatnie dwa miesiące odwracają
się ku mnie z pytaniem - jak być tak wolnym, aby przyjąć nadchodzącą
chwilę z otwartym sercem i umysłem? Coraz częściej i bardziej proszę “Pozwól
mi wejść w Twą rzeczywistość Stwórco”, która nie składa się tylko z mego
misternie utkanego pomysłu, idei, przekonania. Lubię wiatr, bo ten czasem
przynosi nieznany zapach, powiew świeżości, czy też rozwiewa, rozdmuchuje wręcz
zamki z piasku... Jak być jednak gotowym, by podążać za Nim nieuchwytnym, wiejącym
nie wiadomo skąd i dokąd....? Nieważne czy tu, czy wcześniej, zawsze miałam
wiele pomysłów na to, co zrobię w tym
dniu. I choć oczywiście istnieje takie coś jak plan dnia, to po wielokroć życie
samo go zmienia, wzywając nas w konkretne miejsce, do konkretnych ludzi. Rzeczywistość
wywiewa złudzenia. Nie dotyczy się to tylko planowania zdarzeń, ale także własnych,
głęboko zakorzenionych pomysłów, idei, uprzedzeń itp. Teraźniejszość to
zaproszenie do ciągłej gotowości szeroko otwartych oczu i serca. To stawia
niejako w pozycji bezbronności, ale z drugiej strony otwiera na rzeczywistość tego,
który Jest. To wszystko, o czym piszę, rozpoczęło
się od jednego wydarzenia. Odwiedzałam z Cecile naszych przyjaciół. Wracając już
do domu, spotkałyśmy Marie Celeste, która rozmawiała z siostrą znanej Wam już
Jaaj Som Chit. Jej siostra ma małą restauracje dość niedaleko naszego domu. Podeszłyśmy
więc, zainteresowane, co ona tutaj robi (teoretycznie miała być gdzie indziej),
po czym szybko wyczułyśmy nerwową sytuację. Okazało się, że Anan - syn Jaaj Som
Chit nie mógł się wybudzić... Podczas, gdy rodzina i Mary Celeste starali się skontaktować
z drugim synem Jaaj (który mieszka daleko), my właściwie bez słowa, choć jednomyślnie,
zaczęłyśmy biec do domu Jaaj. Przebiegając całe sąsiedztwo, wpadłyśmy zdyszane
do domu Jaaj, który już zapełniony był ludźmi z pogotowia (wraz z Naomi i
Marianne). Jaaj
siedziała w kącie pokoju w kurtce, skupiona i też gotowa do drogi. Usiadłyśmy więc
obok. Po czym zdecydowano, że należy zabrać
Anana do szpitala. Towarzyszyłyśmy więc im w drodze do ambulansu, w którym po
podaniu kroplówki, Anan na chwile otworzył oczy i mógł nas wszystkich zobaczyć.
Cecile z Mraianne pojechały z Jaaj, a nasza pozostała trójka miała wrócić do
domu. Nie zapomnę tego naszego powrotu,
w ciszy i skupieniu raz po raz przerywanym wyjaśnieniem, co się właściwie stało.
Jak Naomi I Marianne zastały Anana śpiącego, który wybudził się tylko na chwile
i obdarował ich ogromnym uśmiechem, po czym zasnął ponownie. Jak potem Naomi poinformowała
Marie Celeste, a potem o zdziwieniu, skąd my wiedziałyśmy i przybyłyśmy
natychmiast, przez co wszystkie znalazłyśmy się w tym samym miejscu.
I w końcu o przyjeździe ambulansu ze szpitala. Gdy tak wracaliśmy, nieco pogrążone
w myślach, odtwarzając to wszystko w głowie, tuż przed naszym domem drogę zastąpiły
nam dzieci Pan i Chit, wykrzykując Phii Phii wanni wan keet Chit!!!! (dzisiaj są
urodziny Chit!!!!!) Pomyślałam sobie
wtedy … Uh, nie mam dziś nastroju na celebrowanie urodzin … Ale zaraz potem –
Ale to przecież urodziny! Raz w roku !! Otworzyłyśmy
więc dom, przygotowały misterne ciasto ze świeczkami, zaczęłyśmy śpiewać, tańczyć,
klaskać, czemu towarzyszyły wybuchy śmiechu dzieciaków. Pamiętam jak ten strumień
życia przepływał pomiędzy nami … Jak powietrze wibrowało jeszcze zamyśleniem, jednocześnie
nabierając nowego znaczenia, jakby kształtu, uformowanego przez życie. Jeden dzień
to cała historia zdarzeń, z których wszystkie są ważne... Następnego dnia, jak
na potwierdzenie, rozmawiałam z zapłakaną Naa, wyjaśniając, że jej życie to nie
tylko czarna historia, ale także czas światła, który też z nami dzieliła, którego
też byłyśmy udziałem, że pamiętam ją nie tylko smutną, ale także uśmiechniętą i
prawdziwie szczęśliwą. Że ta dzisiejsza chwila mroku nie przekreśla wszystkiego
…
Wszystko to, codziennie zadaje mi pytanie, czy jestem gotowa na to, co się
zdarza? Jak wypuścić z rąk to, co daje pozorne bezpieczeństwo? Jak witać każdy dzień
z tą prawdą, że wszystko zaczyna się od nowa? W pełni uczestniczyć w tym, co właśnie
teraz jest mi dane, stawia mnie bardziej w realności, niż kiedy żyje w marzeniach czy rozgrzebuje przeszłość. Nadal
jednak Życie zastaje mnie nieprzygotowaną, kiedy ktoś niespodziewanie czeka choć
na chwile uwagi. Zastaje mnie nieprzygotowaną, gdy zostaje ze swoim, już
zakodowanym myśleniem. Pytam więc, czy naprawdę
dostrzegam Życie? Czy wypuszczam z rąk wszystko “moje”, by powitać ludzi w
“ich” rzeczywistości? I w końcu czy wypuszczam z rąk i to wszystko, aby wejść w
tę rzeczywistość, która jest i dzieje się na nowo, bo należy do Jestem, który
Jestem.
Iwona
Ps. Dziękuje za wszelkie wsparcie. Polecam Wam Anana, którego stan zdrowia
nadal jest niestabilny. Wyszedł ze szpitala, po czym musiał tam wrócić z powodu
problemów żołądkowych. Obecnie przyjmuje pokarm tylko przez nos. Nie wiadomo,
kiedy wróci do domu. Odwiedzamy go teraz w szpitalu i na bieżąco śledzimy
sytuacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz