piątek, 7 marca 2014

Iwona Michnik                                                                                                 09-03-2014
254 Silom Road
10500 Bangkok
iwonkamichnik@gmail.com
  
Każda chwila i każde wydarzenie w życiu każdego człowieka na ziemi zasiewają coś w jego duszy. Gdyż tak jak wiatr niesie z sobą tysiące niewidzialnych i widzialnych nasion, podobnie strumień czasu niesie ze sobą zalążki duchowej żywotności, które osiadają niepostrzeżenie w umysłach i woli ludzi. Większość z tych niezliczonych nasion ginie na zawsze, ponieważ ludzie nie są przygotowani na ich przyjęcie, ziarna te mogą bowiem zakiełkować jedynie w dobrej glebie wolności i pragnienia”

/T. Merton/ 
Witam serdecznie

      Przesyłam każdej i każdemu z Was ciepłe pozdrowienia, zastanawiając się jak się macie... Jak Ty się masz, który to czytasz? My obecnie jesteśmy w sześcio-osobowym składzie, gdyż gościmy naszą siostrę wizytatorkę, która przyjechała do nas na trzy tygodnie. Poza tym uświadamiam sobie, że wraz z tym listem nazywam rzecz po imieniu – jestem tutaj już rok. I z jednej strony jest to niewiele, a z drugiej to całe wieki. Wraz z siostrą wyjeżdżamy na rekolekcje, dokładnie w rocznice mego przyjazdu, co pewno będzie dobrą okazją do zanurzenia się w to, co wynurzyło się z głębin podczas tego czasu. Jeden rok, dwanaście miesięcy, trzysta sześćdziesiąt pięć dni … Codziennie tysiące niewidzialnych i widzialnych zdarzeń. I ciągle pytam o otwarte oczy i serce, by mogły one rzeczywiście zakiełkować w głębi duszy … Powyższa myśl, jak i ostatnie dwa miesiące odwracają się ku mnie z pytaniem - jak być tak wolnym, aby przyjąć nadchodzącą chwilę z otwartym sercem i umysłem? Coraz częściej i bardziej proszę “Pozwól mi wejść w Twą rzeczywistość Stwórco”, która nie składa się tylko z mego misternie utkanego pomysłu, idei, przekonania. Lubię wiatr, bo ten czasem przynosi nieznany zapach, powiew świeżości, czy też rozwiewa, rozdmuchuje wręcz zamki z piasku... Jak być jednak gotowym, by podążać za Nim nieuchwytnym, wiejącym nie wiadomo skąd i dokąd....? Nieważne czy tu, czy wcześniej, zawsze miałam wiele pomysłów na to, co zrobię  w tym dniu. I choć oczywiście istnieje takie coś jak plan dnia, to po wielokroć życie samo go zmienia, wzywając nas w konkretne miejsce, do konkretnych ludzi. Rzeczywistość wywiewa złudzenia. Nie dotyczy się to tylko planowania zdarzeń, ale także własnych, głęboko zakorzenionych pomysłów, idei, uprzedzeń itp. Teraźniejszość to zaproszenie do ciągłej gotowości szeroko otwartych oczu i serca. To stawia niejako w pozycji bezbronności,  ale z drugiej strony otwiera na rzeczywistość tego,
który Jest. To wszystko, o czym piszę, rozpoczęło się od jednego wydarzenia. Odwiedzałam z Cecile naszych przyjaciół. Wracając już do domu, spotkałyśmy Marie Celeste, która rozmawiała z siostrą znanej Wam już Jaaj Som Chit. Jej siostra ma małą restauracje dość niedaleko naszego domu. Podeszłyśmy więc, zainteresowane, co ona tutaj robi (teoretycznie miała być gdzie indziej), po czym szybko wyczułyśmy nerwową sytuację. Okazało się, że Anan - syn Jaaj Som Chit nie mógł się wybudzić... Podczas, gdy rodzina i Mary Celeste starali się skontaktować z drugim synem Jaaj (który mieszka daleko), my właściwie bez słowa, choć jednomyślnie, zaczęłyśmy biec do domu Jaaj. Przebiegając całe sąsiedztwo, wpadłyśmy zdyszane do domu Jaaj, który już zapełniony był ludźmi z pogotowia (wraz z Naomi i Marianne). Jaaj siedziała w kącie pokoju w kurtce, skupiona i też gotowa do drogi.   Usiadłyśmy więc obok.  Po czym zdecydowano, że należy zabrać Anana do szpitala. Towarzyszyłyśmy więc im w drodze do ambulansu, w którym po podaniu kroplówki, Anan na chwile otworzył oczy i mógł nas wszystkich zobaczyć. Cecile z Mraianne pojechały z Jaaj, a nasza pozostała trójka miała wrócić do domu.   Nie zapomnę tego naszego powrotu, w ciszy i skupieniu raz po raz przerywanym wyjaśnieniem, co się właściwie stało. Jak Naomi I Marianne zastały Anana śpiącego, który wybudził się tylko na chwile i obdarował ich ogromnym uśmiechem, po czym zasnął ponownie. Jak potem Naomi poinformowała Marie Celeste, a potem o zdziwieniu, skąd my wiedziałyśmy i przybyłyśmy natychmiast, przez co wszystkie znalazłyśmy się w tym samym miejscu.

I w końcu o przyjeździe ambulansu ze szpitala. Gdy tak wracaliśmy, nieco pogrążone w myślach, odtwarzając to wszystko w głowie, tuż przed naszym domem drogę zastąpiły nam dzieci Pan i Chit, wykrzykując Phii Phii wanni wan keet Chit!!!! (dzisiaj są urodziny Chit!!!!!)  Pomyślałam sobie wtedy … Uh, nie mam dziś nastroju na celebrowanie urodzin … Ale zaraz potem – Ale to przecież urodziny! Raz w roku !!  Otworzyłyśmy więc dom, przygotowały misterne ciasto ze świeczkami, zaczęłyśmy śpiewać, tańczyć, klaskać, czemu towarzyszyły wybuchy śmiechu dzieciaków. Pamiętam jak ten strumień życia przepływał pomiędzy nami … Jak powietrze wibrowało jeszcze zamyśleniem, jednocześnie nabierając nowego znaczenia, jakby kształtu, uformowanego przez życie. Jeden dzień to cała historia zdarzeń, z których wszystkie są ważne... Następnego dnia, jak na potwierdzenie, rozmawiałam z zapłakaną Naa, wyjaśniając, że jej życie to nie tylko czarna historia, ale także czas światła, który też z nami dzieliła, którego też byłyśmy udziałem, że pamiętam ją nie tylko smutną, ale także uśmiechniętą i prawdziwie szczęśliwą. Że ta dzisiejsza chwila mroku nie przekreśla wszystkiego …
    Wszystko to, codziennie zadaje mi pytanie, czy jestem gotowa na to, co się zdarza? Jak wypuścić z rąk to, co daje pozorne bezpieczeństwo? Jak witać każdy dzień z tą prawdą, że wszystko zaczyna się od nowa? W pełni uczestniczyć w tym, co właśnie teraz jest mi dane, stawia mnie bardziej w realności, niż kiedy żyje w marzeniach czy rozgrzebuje przeszłość. Nadal jednak Życie zastaje mnie nieprzygotowaną, kiedy ktoś niespodziewanie czeka choć na chwile uwagi. Zastaje mnie nieprzygotowaną, gdy zostaje ze swoim, już zakodowanym myśleniem.  Pytam więc, czy naprawdę dostrzegam Życie? Czy wypuszczam z rąk wszystko “moje”, by powitać ludzi w “ich” rzeczywistości? I w końcu czy wypuszczam z rąk i to wszystko, aby wejść w tę rzeczywistość, która jest i dzieje się na nowo, bo należy do Jestem, który Jestem.

                                                               Iwona

Ps. Dziękuje za wszelkie wsparcie. Polecam Wam Anana, którego stan zdrowia nadal jest niestabilny. Wyszedł ze szpitala, po czym musiał tam wrócić z powodu problemów żołądkowych. Obecnie przyjmuje pokarm tylko przez nos. Nie wiadomo, kiedy wróci do domu. Odwiedzamy go teraz w szpitalu i na bieżąco śledzimy sytuacje.